Z Dariuszem Locińskim, prezesem PGE Baltica, rozmawia Piotr Frankowski.

– Armator Viasea pojawił się w Gdyni wiosną 2021 r. Co sprawiło, że zainteresował się serwisami z Polski?

– Pod koniec stycznia i na początku lutego br. PGE złożyła kolejne wnioski o nowe pozwolenia lokalizacyjne dla kolejnych projektów farm wiatrowych. Ile morskich elektrowni PGE planuje docelowo zbudować na polskich obszarach Bałtyku?

– Naszym celem strategicznym, wpisanym w strategię Grupy PGE, jest wybudowanie morskich elektrowni wiatrowych o mocy co najmniej 6,5 GW do 2040 r. Ten cel konsekwentnie realizujemy m.in. poprzez wnioskowanie o kolejne obszary lokalizacyjne dla przyszłych elektrowni na Bałtyku. Przełom stycznia i lutego br. był pod tym względem bardzo intensywny, składaliśmy wnioski na kilka różnych obszarów pod koniec stycznia oraz 2-krotnie na początku lutego. Tym samym złożyliśmy już łącznie 7 wniosków o nowe pozwolenia lokalizacyjne dla morskich farm wiatrowych.

– Obecnie wśród projektów deklarowanych do realizacji w I fazie PGE planuje budowę 3 elektrowni morskich.

– To prawda. Dwa projekty, czyli MFW Baltica 2 i MFW Baltica 3, są już w fazie przygotowań budowy. Na mocy podpisanych umów będziemy je realizowali z naszym partnerem, duńskim koncernem Ørsted. Realizujemy też samodzielny projekt MFW Baltica 1, który już nabiera tempa i obecnie trwają różne działania związane z przygotowaniem tej inwestycji. W tej chwili możemy powiedzieć, że w najbliższym horyzoncie czasowym, czyli do 2030 r., powstaną 2 farmy o mocy łącznej 2,5 GW oraz trzeci projekt o mocy 1 GW na początku lat 30. Reasumując, w I fazie planujemy wybudować przedsięwzięcie o łącznej mocy 3,5 GW.

– Jaki będzie koszt realizacji tych projektów?

– Szacowany koszt to ok. 3 mln euro za 1 MW. Oczywiście mówimy o cenach obowiązujących obecnie, więc ostateczny koszt będzie zależał od tego, jaka będzie konkurencyjność na rynku w perspektywie kolejnych lat. Myślę, że w br., po rozstrzygnięciu prowadzonych obecnie przetargów, będziemy ostatecznie wiedzieli, w jakim przedziale kosztów zamkną się nasze pierwsze projekty.

– Jaki jest harmonogram działań przy realizacji przedsięwzięć, o których pan wspomniał? Kiedy pierwsza morska elektrownia zostanie oddana do użytku?

– Jeżeli chodzi o projekty Baltica 2 i 3, to możemy powiedzieć, że zgodnie z harmonogramem pierwsza energia trafi z nich do sieci Krajowego Systemu Elektroenergetycznego w 2026 r., czyli już niedługo. Jeśli mówimy o projekcie Baltica 1, to planujemy, że zostanie on uruchomiony po 2030 r. Oznacza to, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat planujemy oddanie do eksploatacji i włączenie do KSE trzech dużych projektów, co jest sporym wyzwaniem.

– Zgodnie z harmonogramem, o którym pan wspomniał, został ostatnio ogłoszony przetarg na wynajem statków instalacyjnych do realizacji tych projektów. Jakiej floty poszukujecie?

– Obecnie prowadzone są postępowania, wspólnie z naszym partnerem, zarówno w zakresie dostawców turbin i komponentów, jak i statków instalacyjnych, które mogłyby świadczyć usługę montażu tych elementów. Poszukujemy operatorów, którzy dysponują odpowiednim sprzętem i doświadczeniem, a przede wszystkim kompetencjami do instalowania największych morskich turbin na świecie, a właśnie takie będą instalowane na polskim obszarze Morza Bałtyckiego.

– Mowa jest o turbinach o mocy ponad 14–15 MW. Takich urządzeń jeszcze do tej pory nie montowano na morzu.

– W naszych elektrowniach planujemy użycie turbin tzw. 14+. Jednak to, jakie rozwiązania zostaną ostatecznie wybrane, będzie wynikało z prowadzonego obecnie postępowania i dokumentacji, jaka zostanie przyjęta w ramach przetargów, które będą toczyły się w tym roku. Dlatego 2022 r. będzie dla nas bardzo ważny.

– Wiemy jednak, że zarówno rynek producentów turbin, jak i operatorów floty instalacyjnej jest dosyć hermetyczny. Nie ma wielu statków tego typu. Nie obawia się pan, że przy tak dużym natężeniu wszystkich planowanych obecnie w Europie projektów offshore wind może zabraknąć potencjału na rynku?

– Jest to jak najbardziej uzasadniona obawa, dlatego, chcąc uniknąć takich zagrożeń dla naszych projektów, postępowania dotyczące dostawców uruchomiliśmy odpowiednio wcześniej, aby w momencie, kiedy będziemy realizowali już nasze przedsięwzięcia na morzu, gwarantowane były zarówno statki, jak i niezbędne komponenty. Na razie nie chciałbym jeszcze mówić o tym, jakie to będą jednostki oraz w jakiej liczbie, bo mogłoby to negatywnie wpłynąć na proces przetargu.

– Partnerem w realizacji 2 pierwszych projektów jest duński Ørsted, jeden z liderów rynku offshore wind. Dlaczego akurat ta firma?

– Założenia i kryteria, które przyjęliśmy dla tego przedsięwzięcia, były takie, aby pozyskać solidnego i wiarygodnego partnera do formuły joint venture, który da nam pewność wykonania projektów na najwyższym poziomie oraz pozwoli nam pozyskać niezbędną wiedzę i umiejętności w tym obszarze biznesu. Jest to najbardziej sprawdzony na świecie sposób zdobywania kompetencji na przyszłość.

– Wspomniał pan, że współpracujecie w formule joint venture. Jaki jest podział zadań czy odpowiedzialności między partnerami?

– Odpowiedzialność rozkłada się między nami po równo w zakresie strategii, jak i realizacji projektu. Ponadto obie strony muszą być w pełni zgodne co do podejmowanych decyzji. Jest to dosyć wymagające partnerstwo, które uczy wzajemnego zrozumienia swoich strategii, działań, a także dzielenia się wiedzą.

– Nie obawia się pan jednak, że Duńczycy, jako lider rynku, mogą promować i wdrażać swoje rozwiązania w łańcuchu dostaw?

– Z mojego punktu widzenia nie jest to możliwe, ponieważ prowadzone są postępowania ogólne, które zapewniają bezstronne podejście do tematu i umożliwiają przygotowanie najkorzystniejszej oferty dla wszystkich potencjalnych uczestników. Zależy nam, aby całe przedsięwzięcie było realizowane na merytorycznym gruncie. I co najważniejsze, ostatecznie decyzje podejmowane są wspólnie, czyli cała przestrzeń przygotowania projektów nadzorowana jest przez obu partnerów. Daje to gwarancję bezpieczeństwa i przepływu informacji między nami.

– W tym kontekście chodzi przede wszystkim o local content i nadzieje naszych firm na jak największy udział w projektach offshore wind. Obecnie szacuje się ten udział na poziomie 20%, przynajmniej w I fazie. Jak postrzega pan to z punktu widzenia dewelopera morskich elektrowni?

– Local content dla takich projektów, jak realizowane przez nas, jest obecnie tworzony i mierzymy go w wielu aspektach. Jednym z kluczowych jest zdobycie odpowiedniego know-how. Kolejny element, to mówiąc wprost, wydawanie pieniędzy lokalnie, tak aby zostały w naszym kraju. I oczywiście staramy się czynić jak najwięcej, aby zachęcić polskie firmy do uczestniczenia w tym przedsięwzięciu, zarówno na etapie budowy, jak i później w trakcie eksploatacji. Zależy nam na budowaniu kompetencji na przyszłość, bo jest to ważny element wpisany w strategię projektu.
Trudno jednak obecnie stwierdzić, czy udział local content będzie na poziomie 20% czy 30%, ale poziom 20-30% został wskazany w podpisanym przez PGE w ub.r. Porozumieniu Sektorowym na rzecz rozwoju Morskiej Energetyki Wiatrowej w Polsce. Ma ono służyć m.in. maksymalizacji udziału krajowych dostawców w budowie nowego sektora energetyki. Naszym celem jest, aby jak najwięcej środków było lokowanych w Polsce.

– Wciąż trwa jednak dyskusja, w jakim porcie obsługiwane będą polskie projekty offshore wind. Mówi się o Gdyni, a z drugiej strony duński partner może optować za Rønne na Bornholmie, które jest bardzo dobrze przygotowane do tej roli. Z jakiego więc portu będzie korzystała PGE przy realizacji swoich projektów?

– Naszym pierwszym wyborem jest port w Polsce, ale musi powstać w nim odpowiednia infrastruktura, która będzie w stanie obsłużyć tak duże przedsięwzięcie, szczególnie jeśli chodzi o gabaryty poszczególnych komponentów. Wszystkie działania realizowane są obecnie w tym kierunku, aby było to możliwe i aby polski port uczestniczył w procesie budowy polskich farm wiatrowych na morzu.

– Jeśli zaś chodzi o port serwisowy, to lokalizacja została jasno określona – Ustka. Dlaczego ten port?

– Jest kilka powodów. Po pierwsze lokalizacyjnie port w Ustce poprzez bezpośredni dostęp do morza jest naszym zdaniem najbardziej właściwy dla realizacji zamierzeń związanych z serwisowaniem przyszłych instalacji. Na wysokości Ustki odległość morskich farm wiatrowych od lądu jest optymalna. Po drugie, mamy tu do czynienia z local content, o który pan pytał wcześniej. Naszym pierwszym wyborem jest lokalizacja w Polsce. Poza tym, patrząc szerzej, mamy w Polsce operatorów, którzy byliby zainteresowani obsługą farm wiatrowych i tego portu, więc wszystko to wpisuje się w rozwiązania local content, co jest z naszego punktu widzenia bardzo istotne.

– Czy współpraca z Ørsted może przełożyć się na realizację innych projektów nie tylko na polskich obszarach Bałtyku? Rozwój energetyki wiatrowej planują także m.in. kraje nadbałtyckie jak Litwa czy Łotwa.

– Skupiamy się na budowie farm wiatrowych na polskich wodach Morza Bałtyckiego. Natomiast bardzo trudno powiedzieć, co przyniesie przyszłość, szczególnie przy tak dynamicznym rozwoju rynku. Obecnie koncentrujemy się na realizacji strategii budowy morskich elektrowni wiatrowych na polskim obszarze Morza Bałtyckiego.

– W ustawie o rozwoju polskiego off­shore wind jest mowa o docelowej mocy 11 GW. Czy nie będzie to jednak szklany sufit tego biznesu w Polsce? Według pojawiających się szacunków potencjał może być bowiem 3 razy większy.

– To prawda. Obecnie wiele obszarów ze względu na ukształtowanie terenu i dna jest wyłączonych z możliwości eksploatacji, ale trzeba myśleć o tym, że równolegle mamy do czynienia z ogromnym postępem technologicznym oraz zapotrzebowaniem biznesu na energię. Niewykluczone, że nowe technologie dostarczą oczekiwanych rozwiązań w tym zakresie. Już teraz realizowane są pływające farmy wiatrowe umożliwiające ich lokalizację tam, gdzie w standardowych warunkach byłoby to niemożliwe.

– Na jakie korzyści związane z udziałem w projektach offshore wind liczy PGE?

– Korzyści są ogromne. Przede wszystkim społeczne. Dzięki produkcji energii odnawialnej pozbędziemy się problemów związanych z emisją CO2, czego efektem mają być niższe ceny energii i konkurencyjność gospodarki. Poza tym pozyskana w ten sposób energia będzie atrakcyjna dla klientów Grupy Kapitałowej PGE. Z punktu widzenia biznesu również mamy same korzyści. Będzie to też ogromny krok w realizacji celu neutralności klimatycznej do 2050 r., wpisanego w strategię Grupy PGE.

– Co może być problemem przy realizacji tych projektów? Jakie trudności możecie napotkać? Czy infrastruktura PSE jest odpowiednio przygotowana do przyjęcia energii z farm wiatrowych?

– W ostatnich latach przeprowadzono wiele modernizacji i poprawia się tzw. szyna północna, która będzie istotna z punku widzenia morskiej energetyki wiatrowej. Myślę, że inwestycje i rozwiązania, które w najbliższym czasie pojawią się ze strony Polskich Sieci Elektroenergetycznych, pozwolą wyeliminować wszelkie ograniczenia. Poza tym jako PGE mamy podpisaną umowę przyłączeniową z PSE w zakresie wyprowadzania mocy z 3 projektów MFW Baltica 1, 2, 3.

– Dziękuję za rozmowę.

PRZEZPiotr Frankowski
ŹRÓDŁONamiary na Morze i Handel 05/2022
Poprzedni artykuł„Rosyjskie” kontenery zablokują porty?
Następny artykułRok pod znakiem ataków