– Armatorzy uważają nasze porty za w pełni profesjonalne. I mam tutaj na myśli polskie terminale, urzędy morskie czy też zarządy portów. Jednak coraz częściej słyszę opinię, że nasza oferta stała się mniej konkurencyjna cenowo w porównaniu do innych portów – mówi Jacek Tymiński, wiceprzewodniczący Polskiego Związku Maklerów Okrętowych.
Jego zdaniem można wskazać kilka źródeł tej sytuacji. Przede wszystkim jest to inflacja i jej kumulacja w ostatnich kilku latach, wzrost kosztów usług, globalne oraz regionalne zawirowania gospodarcze w tym wojna w Ukrainie. Niemniej jednak podkreślić należy, że wzrost kosztów obsługi w portach powinien być skorelowany ze wzrostem wydajności, efektem czego m.in. jest skrócenie czasu pobytu w porcie, a tak niestety nie jest.
– Sytuacja jest też wręcz absurdalna, bo wybrane terminale portowe nie przyjmują zleceń kontynuacji prac przeładunkowych w weekendy. Propozycje zlecenia overtime za dodatkową opłatą za przeładunek nie przynoszą efektów. Wiem, że jest to szczególnie irytujące dla armatorów, bo ich statki zarabiają, gdy płyną, zbyt długi postój w porcie przynosi natomiast straty – dodaje J. Tymiński.
Innym poważnym problemem jest brak systemowego rozwiązania w oparciu o zasadę single window (oprócz National Single Window prowadzonego przez Urząd Morski).
– Oczekiwanie przez uczestników procesu portowo-morskiego automatyzacji obiegu dokumentów oraz komunikacji jest bezdyskusyjne, a jednak wciąż te oczekiwania nie zostały zrealizowane. Nadal trzeba „zasilać” poszczególne systemy indywidualnie tymi samymi dokumentami. Jako środowisko nieustannie przypominamy o tym, zwracając uwagę na konieczność tego systemowego rozwiązania – podkreśla (więcej w „Namiarach na Morze i Handel” 7/2024).