Na początku czerwca br. przyznano pozwolenia lokalizacyjne dla kolejnych 11 obszarów w ramach tzw. II fazy polskiego offshore, które trafiły do spółek Skarbu Państwa – PGE i Orlen. Wszystkie konkursy zostały jednak oprotestowane i branża cierpliwie czeka na ostateczne decyzje. Już teraz pojawiają się głosy, że polskie firmy będą musiały współpracować z zagranicznymi kontrahentami, a rosnące koszty mogą sprawić, że część projektów zostanie opóźniona lub wstrzymana na jakiś czas.

Najnowsze informacje na temat II fazy polskiego offshore pokazują wyraźną dominację polskich spółek Skarbu Państwa i także pewną symetrię. Pięć lokalizacji przypadło bowiem Orlenowi (3 bezpośrednio spółce Orlen Neptun, 2 należącej do grupy firmie energetycznej Energa), pozostałe 5 trafiło do PGE, która już w lutym otrzymał decyzje do obszarów o nazwach 60.E.3, 43.E.1 44.E.1. i 60.E.4., a na początku czerwca do tej listy grupa dopisała obszar 45.E.1.

Właśnie na tym ostatnim (niewielkim, bo o powierzchni ok. 17 km2) obszarze, który sąsiaduje z projektem Baltica 2 (PGE realizuje go razem z firmą Ørsted), inwestor zaplanował budowę turbin wiatrowych zapewniających dodatkowe 210 MW mocy.

Wyjątkowo atrakcyjne wydają się także położone niedaleko Świnoujścia działki 14.E.1, 14.E.2, (trafią do Energi) i 14.E.3, 14.E.4 i 46.E.1 (trafią do spółki Orlen Neptun). Jest to związane z położeniem w pobliżu Świnoujścia, gdzie Orlen buduje właśnie, pierwszy na polskim wybrzeżu i na razie jedyny, terminal instalacyjny, który ma ruszyć w 2025 r. Według deklaracji inwestora ten obiekt ma początkowo obsługiwać własne farmy wiatrowe realizowane w ramach I i II fazy polskiego offshore, docelowo może też świadczyć usługi dla inwestorów i obiektów spoza kraju.

Z kolei w Szczecinie powstaje fabryka duńskiej firmy Vestas, gdzie montowane będą gondole i piasty turbin. Zakład, który stanie się największym związanym z branżą offshore w naszym kraju (ma zatrudnić 700 osób), rozpocznie działalność w II połowie 2024 r.

Dopiero w 2040 r.

Wiadomo też, że jedna z ciekawszych lokalizacji na polskim Bałtyku, czyli obszar 53.E.1 znajdujący się na wysokości Ustki (i jeden z najbardziej oddalonych na północ terenów na wodach terytorialnych Polski) będzie mogła stać się miejscem lokalizacji morskich farm wiatrowych dopiero po 2040 r. Powodem jest sąsiedztwo obszaru z poligonem NATO i tymczasowy zakaz wznoszenia tam sztucznych wysp czy innych konstrukcji i urządzeń.

O tę atrakcyjną lokalizację starały się spółki: Cerignola (RWE), Cristallum 47 (Equi­nor), EDF Renewable Offshore Polska I, Amber Baltic Wind 2 (Shell) i Orlen Neptun IX, ale pozwolenia nie dostał jednak żaden z inwestorów. W przypadku grupy RWE pojawiły się nawet zapewnienia, że inwestor jest zainteresowany właśnie taką lokalizacją, ponieważ chce tam budować elektrownię wiatrową o mocy do 1,5 GW. Zakaz storpedował jednak takie plany.

Coraz więcej mocy

Wyniki rozstrzygnięcia potwierdzają długoletnie plany realizacji przez polskich inwestorów morskich elektrowni wiatrowych i aktualizują łączne plany produkcji energii. Tereny „pozyskane” w ramach II fazy pozwolą PGE na uzyskanie dodatkowej mocy o wysokości ok. 3,9 GW, łącznie koncern osiągnie więc ponad 7,3 GW mocy, co oznacza przekroczenie strategicznego celu 6,5 GW mocy do 2040. W przypadku Orlenu nowe tereny oznaczają szansę na wyprodukowanie dodatkowej mocy 5,2 GW, cała moc z morskich farm wiatrowych (licząc farmę Baltic Power o mocy 1,2 GW) ma więc wynieść ok. 6,4 GW. Dodając do tej liczby inne nowoczesne źródła energii, grupa może produkować w najbliższych latach aż 9 GW łącznej mocy.

Powyższe deklaracje na razie są jednak tylko deklaracjami, bo dopiero po rozstrzygnięciu protestów związanych z II fazą polscy inwestorzy będą mieli pewność, ze tereny faktycznie do nich trafią. A oprócz zaskarżeń decyzji Ministerstwa Infrastruktury wśród ekspertów branżowych pojawiają się też przypuszczenia o możliwych sprawach sądowych związanych z decyzjami resortu.

Jednak przydzielenie nowych obszarów II fazy offshore wyłącznie polskim spółkom Skarbu Państwa część przedstawicieli branży oceniała jako błąd, który może zniechęcić do działania w kraju zagraniczne koncerny. Inni eksperci przekonywali natomiast, że polskie firmy są i tak skazane na współpracę z koncernami, takie partnerstwa zostaną więc ogłoszone w ciągu kilku najbliższych lat, gdy ruszą prace na farmami II fazy.

W ocenie Mariusza Wójcika, dyrektora ds. rozwoju projektów i doradztwa w zakresie morskiej energetyki wiatrowej w Ramboll Polska, wynik rozstrzygnięć w sprawie II fazy polskiego offshore nie były specjalnym zaskoczeniem dla branży.

Uważna lektura dokumentów Ministerstwa Infrastruktury, które opublikowało wyniki postępowań rozstrzygających w sprawie II fazy polskiego offshore, sugerowała, że premiowane będą firmy energetyczne, które wcześniej skupiały się na paliwach kopalnych. Wysokie pozycje polskich koncernów energetycznych w rozstrzygnięciach są więc zrozumiałe. Na tym etapie musimy jeszcze po prostu poczekać na efekty zaskarżeń decyzji resortu i ewentualnych spraw sądowych – podkreśla.

Według M. Wójcika można się spodziewać, że zwycięzcy postępowań rozstrzygających zdecydują się na partnerstwo z zagranicznymi firmami.

– Tutaj ważne będzie przecież zapewnienie finansowania projektów, jak i kompetencje do ich realizacji, których mamy przecież w kraju wyraźny deficyt. Na tym etapie trudno też oczekiwać zaawansowanych prac przygotowawczych ze strony inwestorów, dopóki nie ma ostatecznych i jednoznacznych decyzji w sprawie przydzielonych terenów, na których mogą powstać farmy – dodaje.

O tym, że polskie offshore będzie realizowane z firmami zagranicznymi, mówi też Jakub Budzyński, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej

– Z punktu widzenia praktyki inwestycyjnej zachodzi istotne prawdopodobieństwo, że zarówno PGE, jak i Orlen mogą być otwarte na tworzenie różnorodnych układów kooperacyjnych, w tym także z podmiotami zagranicznymi, zatem przysłowiowa piłka nadal pozostaje w grze w kwestii ich udziału w realizacji projektów offshore wind na rynku polskim – zaznacza.

Kluczowe terminale

Wielokrotnie wspominana przez rząd i inwestorów z branży offshore zasada korzystania z local content, czyli polskich firm w łańcuchu dostaw, została niedawno przywołana w kontekście polskiej Polenergii. Firma zdecydowała się bowiem korzystać w trakcie swoich inwestycji z terminalu instalacyjnego w duńskim porcie Rønne na Bornholmie. Decyzja była efektem wciąż opóźniającej się budowy terminalu instalacyjnego w Gdańsku. Według wcześniejszych deklaracji obiekt ten miał działać już w 2025 r., w rzeczywistości inwestycja jest jednak na wczesnym etapie realizacji.

Mimo opóźnień w realizacji tego terminalu grupa PGE deklarowała w prasie, że właśnie tam będzie składała swoje turbiny wiatrowe. Podobną deklarację otrzymały „Namiary na Morze i Handel” z biura prasowego grupy.

Liczymy, że cała II faza bedzie mogła być realizowana z portów zlokalizowanych na terenie Polski i PGE wspiera aktywnie inicjatywy w tym zakresie – czytamy w komunikacie PGE.

Deklaracjom o ważności i strategicznej roli inwestycji polskiego offshore towarzyszą też głosy o tym, że sytuacja gospodarcza i rynkowa utrudnia realizacje takich prac.

– Na jednej z konferencji przedstawiciel RWE wskazał, że koszty związane z inflacją, zaburzeniem dotychczasowych łańcuchów dostaw, a także rosnącym popytem zwiększyły koszt planowanych inwestycji na rynkach zagranicznych aż o 40% – zaznacza M. Wójcik. – Można się więc spodziewać, że inni inwestorzy również dokładnie przeanalizują swoje plany i sprawdzą ich aktualne koszty. Offshore wciąż jest bardzo atrakcyjny dla biznesu, ale może się okazać, że część firm wstrzyma na jakiś czas realizację niektórych projektów, aby dostosować je do nowych warunków rynkowych i zapewnić ich opłacalność. Dlatego tak ważne jest, żeby dobrze zaplanować rozwój projektów II fazy z uwzględnieniem możliwości realizacyjnych globalnego i lokalnego łańcucha dostaw i z uwzględnieniem potencjalnych ryzyk, żeby były realizowane bez opóźnień.

J. Budzyński wspomina również o tym, że sporym wyzwaniem będzie sfinansowanie morskich farm ze względu na deficyty w łańcuchu dostaw oraz zjawiska inflacyjne, wzrost cen surowców i zaburzenia w ich dostawach. Twierdzi też, że bieżące zjawiska ekonomiczne oraz geopolityczne komplikują życie inwestorów z branży offshore wind co najmniej w całej Europie. Mimo to jest dobrej myśli:

Z drugiej strony aktywa w postaci morskich farm wiatrowych bez przerwy zyskują na atrakcyjności, a stopa zwrotu z takich inwestycji pozostaje w silnym trendzie wzrostowym. Obok pytań o czysto ekonomiczne aspekty inwestycji w morskie farmy wiatrowe należy również stawiać te związane z techniczną częścią przedsięwzięć, a zatem o tempo rozwoju sieci przesyłowych zarówno na lądzie, jak i na morzu, w ujęciu systemowym, a także o perspektywę możliwości wykorzystania ogromnych wolumenów energii wytwarzanej w morskich farmach wiatrowych. Mam na myśli równoległy rozwój technologii magazynowania energii, związany z nią aspekt rozwoju technologii wodorowych oraz wiele innych czynników natury strategiczno-politycznej – zaznacza wiceprezes PTMEW.

Grzegorz Bryszewski

PRZEZGrzegorz Bryszewski
ŹRÓDŁONamiary na Morze i Handel 13/2023
Poprzedni artykułPowstało polsko-holenderskie konsorcjum branży offshore
Następny artykułPopyt na wiatr