Jak niedawno podała telewizja, Wisła (zwana „królową polskich rzek”) osiągnęła w sierpniu br. w Warszawie najniższy poziom w historii pomiarów: 5 (słownie: pięć) cm. Oznacza to nie tylko pożegnanie z ambitnymi planami uczynienia z niej (oraz innych głównych rzek Polski) arterii transportowej, ale przede wszystkim groźbę wyschnięcia rezerwuarów wody w Polsce. Powodami zjawiska i tego niebezpieczeństwa są postępujący zanik opadów deszczu i śniegu (okazjonalne gwałtowne ulewy i powodzie, o których jest tak głośno i które wyrządzają tyle szkód, nie są w żadnym stopniu w stanie wyrównać tych braków) oraz ogólne ocieplenie klimatu.
Oczywiście poziom Wisły i innych rzek w Polsce i w Europie to tylko jeden, może nawet nie najważniejszy aspekt tego zjawiska. Eksperci np. ostrzegają, że obecne tempo topnienia lodowców Antarktydy grozi zatopieniem w ciągu życia 2–3 najbliższych pokoleń nie tylko już systematycznie zalewanej Wenecji, ale także np. Gdańska. Ten poważny dla świata problem nie umknął uwagi odpowiednich organów Unii Europejskiej, które już w 2003 r. zdecydowały o podjęciu działań przeciwdziałających skutkom dalszego ocieplania się klimatu w Europie i na świecie.
Dostęp do dalszej treści jest ograniczony tylko dla prenumeratorów. Zaloguj się lub zarejstruj przy użyciu kodu zaproszenia, który otrzymałeś/otrzymasz wraz z prenumeratą.





