Gotowi do digitalizacji?

W ostatnim czasie często omawianym trendem w branży TSL jest digitalizacja dokumentów biorących udział w transporcie. Jak wiadomo, całokształt takich działań znacząco ułatwia cały proces przewozu, szczególnie jeśli mówimy o trasach poza obszar unii celnej UE, np. przy transportach do i z Wielkiej Brytanii. Czy jednak przedsiębiorstwa transportowe i spedycyjne rzeczywiście są na to gotowe? Jak pisze Kamil Słabosz z Polskiego Instytutu Transportu Drogowego, mieliśmy okazję się o tym przekonać w praktyce, kiedy Wielka Brytania opuściła Unię Europejską. Sytuacja ta uwidoczniła bolączki tradycyjnych procedur celnych, w sytuacji, gdy wiele przedsiębiorstw nie było na to gotowych. Konsekwencje były widoczne momentalnie, gdy pojawiły się braki określonych artykułów w kraju. Łańcuchy dostaw nie były na to przygotowane. Choć można było przypuszczać, że w obecnych czasach wiele procesów uda się przenieść na drogę cyfrową, to wcale nie jest to tak oczywiste.

– Nie można oczywiście całkowicie uznać, że digitalizacja w tej sferze nie występuje, ale jest zdecydowanie za słabo spopularyzowana, biorąc pod uwagę obecny stopień rozwoju technologicznego. Popularność digitalizacji postępuje w tym przypadku małymi krokami i przypomina bardziej testowanie tego rodzaju działań, niż ich realne wykorzystanie. Na początku 2021 r. właściwie rzadko się zdarzało, by jakikolwiek dokument celny był przekazywany drogą elektroniczną. Wraz z biegiem czasu tendencja ta zmieniała się na korzyść cyfryzacji, choć rozwiązanie nie stało się standardem – twierdzi K. Słabosz. Problemy takie jak dodatkowe przystanki na trasie czy konieczność oczekiwania na gotowe dokumenty stwarzają dodatkowe przeszkody dla przewoźników. Potencjalne koszty wynikające z takich działań są co prawda zazwyczaj bezproblemowo pokrywane przez zleceniodawców, choć należy zaznaczyć, że nie jest to oczywiste, a często przewoźnicy muszą się o nie upominać. Firmy spedycyjne obsługujące swoich klientów również miały szereg problemów do rozwiązania. Zwłaszcza początek br. stanowił wyzwanie dla firm obsługujących trasy do i z Wielkiej Brytanii. Pierwsze transporty na nowych zasadach toczyły się bardzo powoli i w zasadzie firmy przewozowe, jak i spedycyjne uczyły się na bieżąco ich przebiegu oraz problemów zaistniałych po drodze. Tym bardziej w całej sytuacji potrafi zadziwić to, że wielu operatorów logistycznych korzysta od długiego czasu z rozwiązań telematycznych, np. aplikacji mobilnych dla kierowców. W zasadzie więc digitalizacja dokumentów celnych powinna być czymś oczywistym. Dodatkowy problem dla klientów potrzebujących tego typu przewozów jest wydłużony czas przewozu, co przy przesyłkach ekspresowych bywa kluczowe. Dłuższy czas transportu skutecznie sprawia, że wielu odbiorców takich ładunków musiało znacząco uelastycznić swoje oczekiwania.

Na rynku możemy też zaobserwować spadek dostępnych ładunków częściowych, które wskutek procedur celnych stały się dużo mniej popularne niż miało to miejsce przed wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Przekłada się to oczywiście na ceny frachtów. Specyfika przewozów do i z UK zmieniła się również w kontekście transportu pojazdami do 3,5 t. Na rynku mamy dużo większy wybór ładunków FTL. Sami przewoźnicy również mniej chętnie niż przedtem podejmują się przewozu doładunków w strachu przed potencjalnymi problemami przy odprawie celnej. Całokształt sprawia, że trasy do Wielkiej Brytanii przestały być tak opłacalne jak kiedyś. Początek 2021 r. obfitował co prawda w dobrze płatne frachty, ale ceny z czasem zrównały się do pewnego stabilnego poziomu.

PRZEZCzesław Romanowski
ŹRÓDŁONamiary na Morze i Handel
Poprzedni artykułPort Gdańsk z nagrodą Lidera Polskiego Biznesu
Następny artykułEuropejscy spedytorzy otwierają własne linie kontenerowe