Na przestrzeni ostatnich 2 lat na wielu różnych płaszczyznach i forach dyskutuje się o realnym udziale polskich firm w łańcuchach dostaw dotyczących morskiej energetyki wiatrowej. Liczne inicjatywy wypływają od zainteresowanych przedsiębiorców, którzy mają świadomość nieubłaganego upływu czasu i braku kluczowych decyzji dotyczących MEW oraz niezbędnych inicjatyw, które ten udział by im w dużym stopniu gwarantowały.

Należy jednak pamiętać, że to, co faktycznie będzie stanowiło o udziale polskiego local content w tych inwestycjach, to stworzenie odpowiednich warunków biznesowych i regulacyjnych dla polskich firm, które nie dość, że powinny być traktowane preferencyjne, to jeszcze powinny być w każdy możliwy sposób wspierane przez polski rząd. Wszystko po to, aby na tym nowym rynku polscy przedsiębiorcy mogli zaistnieć w jak najszerszym spectrum oraz w miarę możliwości przy jak najniższym ryzyku biznesowym.

Polski rząd w wielu różnych wystąpieniach zapewnia o staraniach w zakresie zabezpieczenia udziału polskich firm w łańcuchach dostaw dla MEW, które mają być posadowione w polskiej strefie przyległej, co jednak kłóci się z faktami. Warto przypomnieć, że 15 września 2021 r. podpisano szumnie zapowiadane porozumienie sektorowe dla MEW, które według niektórych stanowisk miało prawnie zabezpieczyć polski łańcuch dostaw przy budowie i eksploatacji polskich farm morskich. Zgodnie z moimi przewidywaniami efektywność tej „inicjatywy” ma w praktyce wymiar znikomy. Powód jest prosty, jest to tylko porozumienie, w którym co rusz pojawiają się deklaracje stron bez realnych, a przede wszystkim egzekwowalnych zobowiązań. Sygnatariusze „oświadczają”, „zapewniają”, „ustalają”, „deklarują”, co oznacza, że porozumienie to w istocie, jeśli chodzi o skutki prawne z niego płynące, niewiele różni się od listu intencyjnego podpisanego w sprawie MEW. Porozumienie to nie ma charakteru powszechnie obowiązujących zapisów, bo z oczywistych względów nie stanowi w polskim systemie prawnym źródła prawa.

Należy również pamiętać, że w 2022 r. wprowadzono w Polsce tak niekorzystne przepisy podatkowe dla przedsiębiorców, że Polska stała się jednym z najmniej przyjaznych państw dla biznesu w całej Unii Europejskiej. Polski czy też, jak kto woli, Nowy Ład, o którym tu mowa, okazał się niebezpiecznym bublem prawnym i to dwukrotnie w jednym roku podatkowym (niestety była też opcja 2.0), który bardzo znacząco zwiększył koszty prowadzenia działalności i utrzymania pracowników przez polskie przedsiębiorstwa, które próbują być konkurencyjne w stosunku do przedsiębiorstw zagranicznych. Rok 2022 to również rok, w którym doszło do skokowych wzrostów cen gazu i energii elektrycznej, które bezprecedensowo zwiększyły koszty prowadzenia biznesów lub realizowanych projektów.

Warto również zaznaczyć, że w ub.r. nie wprowadzono wielu niezbędnych regulacji, które przyśpieszyłyby, a w niektórych aspektach wręcz umożliwiły budowę MFW w Polsce i zwiększyły bezpieczeństwo już powstałych. Ponadto z uwagi na wojnę w Ukrainie, bezpieczeństwo przyszłych MFW stało się kwestią kluczową. Co ciekawe, w tych zakresach również nie podjęto żadnych legislacyjnych i faktycznych działań, które można by określić jako efektywne, nawet po sabotażu na Nord Steam 1 i Nord Stream 2.

Biorąc pod uwagę kontekst, w którym przyszło funkcjonować podmiotom zainteresowanym polskimi MEW, w 2022 r. oczekiwano, że w końcu dojdzie do pewnego przełamania impasu i decydenci zaczną rozwiązywać węzłowe problemy. Nic bardziej błędnego. Można wręcz odnieść wrażenie, że zaczęto kreować dodatkowe problemy dla polskich przedsiębiorców.

Ministerialna nowelizacja

Niepokojącym przykładem na poparcie powyższego wniosku jest fakt, że bez żadnych konsultacji z branżą oraz jakichkolwiek informacji wyprzedzających 13 czerwca 2022 r. weszło w życie rozporządzenie Ministerstwa Infrastruktury nowelizujące rozporządzenie w sprawie wyszkolenia i kwalifikacji członków załóg statków morskich, tym samym wprowadzając w istocie z dnia na dzień skrajnie niekorzystne regulacje dla polskich firm działających w polskim offshore. Przepisy te były bardzo niemiłym zaskoczeniem dla polskich armatorów i polskich załóg, ponieważ de facto z dnia na dzień zostali po prostu zablokowani, a ich szeroko rozumiane uprawnienia stały się nieaktualne. Warto podkreślić, że z całą tą sytuacją polskie firmy zostały skonfrontowane bez żadnego ostrzeżenia, zmieniono kluczowe regulacje, które umożliwiały im świadczenie usług dla podmiotów, z którymi firmy te zawarły bardzo często długoterminowe umowy.

Stała się rzecz z pozoru niewielka, otóż zmieniono definicję „żeglugi krajowej” wynikającej § 2 pkt 22 rozporządzenia Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z dnia 23 kwietnia 2018 r. w sprawie wyszkolenia i kwalifikacji członków załóg statków morskich. Przepis ten został zmieniony przez § 1 pkt 1 rozporządzenia Ministra Infrastruktury z kwietnia 2022 r. (Dz.U.2022.1018) zmieniającego rozporządzenie z 13 czerwca 2022 r. Poprzednie brzmienie przepisów zawierało definicję żeglugi krajowej w następującym kształcie: „żegluga krajowa” to podróże po obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej (w tym strefa ekonomiczna i przyległa, gdzie będą posadowione morskie farmy wiatrowe). Obecnie nowa definicja żeglugi krajowej obowiązująca od 13 czerwca ub.r. zawiera bardzo niekorzystne zawężenie tej definicji. Od tej niefortunnej nowelizacji poprzez żeglugę krajową rozumie się „podróże po morskich wodach wewnętrznych i morzu terytorialnym Rzeczypospolitej Polskiej” (§ 2 pkt 22 rozporządzenia). Eefektem tego jest wyłączenie strefy ekonomicznej i przyległej, gdzie mają być posadowione morskie farmy wiatrowe.

Skutki nowelizacji

Przez wzgląd na powyższe żegluga krajowa została ograniczona tylko do 12 Mm od linii brzegowej. Taki stan rzeczy powoduje, że wszystkie jednostki pływające poza tą strefą są obecnie uznawane za jednostki pływające w żegludze międzynarodowej, tak więc i załoga, i statki (karty bezpieczeństwa) muszą od 13 czerwca ub.r. dysponować całkowicie innymi certyfikatami i uprawnieniami niż dotychczas. Jak zapewne można się domyślić, przekwalifikowanie załóg i statków na ten rodzaj żeglugi nie jest czymś, co robi się w ciągu kilku dni, a raczej w okresie kilkunastu miesięcy. Zmiany te również wiążą się ze znacznymi kosztami dla wszystkich zainteresowanych. Warto również zauważyć, że większość załóg oraz znaczna część usług dla offshore, w szczególności pomiarowych, ale też CTV czy prac multicatów, odbywała się z użyciem jednostek niekonwencyjnych tj. poniżej 500 GT, gdzie wystarczające były uprawnienia dla pierwotnie definiowanej żeglugi krajowej np. szypra lub oficera wachtowego.

W efekcie tej niefortunnej i nagłej zmiany definicji żeglugi krajowej, załogi i inny personel z polskich jednostek pracujących w offshore musiały w trybie pilnym zmustrować i podnieść swoje kwalifikacje do wymogów niezbędnych w żegludze międzynarodowej. Powyższe skutkuje tym, że praktycznie większość polskich jednostek pracujących w polskim offshore musiała z dnia na dzień zaprzestać świadczenia usług lub poszukiwać w trybie pilnym dużo droższych załóg z odpowiednimi kwalifikacjami.

Dotychczasowi pracownicy offshore bez odpowiednich uprawnień, chcąc uzyskać ww. kwalifikacje, muszą poświęcić ok. 18 miesięcy na spełnienie wszystkich niezbędnych wymogów dla żeglugi międzynarodowej. Te działania wiążą się dla nich z ukończeniem kilkumiesięcznego kursu, odbycia 12 miesięcznych praktyk na jednostkach konwencyjnych, albo powyżej 500 GT, albo 3000 GT (masowce, tankowce), oraz zdania egzaminu państwowego.

Taka zmiana przepisów jest zdecydowanie na korzyść zagranicznych przedsiębiorców, którym jedną nowelizacją stworzono możliwość wejścia w już toczące się projekty lub umowy w miejsce naszych rodzimych firm, które bez ostrzeżenia i z dnia na dzień straciły niezbędne uprawnienia do świadczenia usług. Warto również zaznaczyć, że przez ostatnie 6 miesięcy środowiska najbardziej dotknięte tą niefortunną zmianą przepisów próbowały wpłynąć na decydentów, aby wprowadzili jakiś okres przejściowy lub w jakkolwiek sposób zmodyfikowali te regulacje. Główną intencją było zyskanie czasu na przygotowanie się do tych zmian. Niestety, co już raczej nie jest żadnym zaskoczeniem, te apele i prośby nie zostały w ogóle uwzględnione.

Podsumowanie

Podsumowując, należy poczynić kilka uwag ogólnych. W mojej ocenie MEW to jeden z najbardziej zaniedbanych legislacyjnie nowo tworzonych sektorów polskiej gospodarki, który, co ciekawe, są bardzo dobrze obudowany marketingowo. Z uwagi na powyższe jedynie zdecydowane i konkretne działania ustawodawcy są w stanie zapewnić faktyczny rozwój MFW na obszarach morskich RP, w przeciwnym razie temat ten pozostanie w sferze demagogii oraz populistycznych haseł politycznych.

Nie znaczy to oczywiście, że morskie farmy ostatecznie nie powstaną na Morzu Bałtyckim w polskiej strefie ekonomicznej. Problemem stanie się jednak to, że będzie to przedsięwzięcie zbudowane, kontrolowane, zarządzane i prywatnie ochraniane przez zagraniczne grupy kapitałowe, co raczej kłóci się ze zwiększeniem bezpieczeństwa energetycznego Polski, które bardzo mocno wybrzmiewa w wielu politycznych wystąpieniach. Co więcej, takie ewidentnie nieprzemyślane działania MI mają i będą miały katastrofalne skutki dla polskich przedsiębiorców pracujących w offshore. Z drugiej strony wydaje się, że polscy decydenci takimi działaniami bardziej promują zagraniczne biznesy niż polskie w polskim wind offshore.

Jeśli podjęto takie działania z uwagi na naciski ze strony Komisji Europejskiej w zakresie Konwencji STCW, co brzmi wręcz karykaturalnie, biorąc pod uwagę historię KPO, to należało to społecznie i branżowo skonsultować, a przede wszystkim zapewnić jakiś okres przejściowy dla podmiotów „pracujących” na tych przepisach. Polscy przedsiębiorcy powinni mieć sposobność i czas, aby przygotować się do tak daleko idących zmian, co oczywiście nie miało miejsca. Takie praktyki legislacyjne nie są dopuszczalne, ponieważ narażają rodzimych przedsiębiorców na niepowetowane straty osobowe, finansowe, ale i wizerunkowe. Co więcej, są bardzo niepokojącym dowodem, że polscy przedsiębiorcy są bardzo instrumentalnie traktowani przez polskich decydentów, a zapewnienia o staraniach zmierzających do zabezpieczenia polskiego local content wydają się jakąś kuriozalną abstrakcją w konfrontacji z takimi praktykami.

Mateusz Romowicz
radca prawny
Kancelaria Radcy Prawnego
Legal Consulting – Mateusz Romowicz

PRZEZMateusz Romowicz
ŹRÓDŁONamiary na Morze i Handel 02/2023
Poprzedni artykułNamiary na Morze i Handel nr 4/2023
Następny artykułNowy dźwig mobilny w HES Gdynia